Tytuł tego wpisu to nie jest bynajmniej kolejna wersja produktu czy gry komputerowej. Na początku sezonu I ligi MKS Znicz Basket ma dwa spotkania wygrane. Oba na swoim boisku i z beniaminkami I ligi. Niemniej jednak ważne spotkania. Na koniec sezonu te punkty mogą być bardzo potrzebne.
MKS Znicz Basket buduje dzięki tym wygranym pewność siebie i wiarę w umiejętności mocno przebudowanego zespołu. Przed meczami widać było, że jest pozytywna atmosfera w zespole. Teraz wiara w możliwości wygrywania trudnych meczy, gdzie po 3 kwartach wynik nie jest rozstrzygnięty, mało tego wynik jest na niekorzyść zespołu, jeszcze bardziej skonsoliduje drużynę z Pruszkowa.
Mecz był bardzo emocjonujący. Zawodnicy obu drużyn nie powstrzymywali się od reakcji po wzajemnych zagraniach a także po niektórych decyzjach sędziów. Dużo się działo pod koszem, gdzie ci wysocy i trochę mniej “masowali” się co chwila. Po pierwszej połowie Legia miała przewagę, której nie wykorzystała. Przede wszystkim przewagi pod koszem – Cezary Trybański nie dostawał podań, był skutecznie zastawiany przez dużo niższych obrońców Pruszkowa. W sumie wysocy Legii przegrali walkę na tablicach 28:36. Najlepszy strzelec Legii z I połowy – Mateusz Bierwagen rzucił 19 punktów – w drugiej połowie dodał tylko jeden.
Z kolei drużyna MKS Znicz Basket, podobnie jak w pierwszym meczu ligowym, jakby świadomie trzymała wynik kilku punktowej straty. W czwartej kwarcie po 3 rzutach 3 punktowych po kolei Kamila Czosnowskiego, Damiana Tokarskiego i Filipa Puta Pruszków wyszedł na prowadzenie i dzięki skutecznej grze, unikaniu strat, faulowi taktycznemu na słabo rzucającym wolne Rafale Holnickim-Szucu utrzymał minimalną przewagę. Ostatnie minuty to czasy dla trenerów, uważna i ofiarna obrona MKS Znicza Basket. A po stronie Legii – dwie szanse na wyrównanie. W ostatnich sekundach Adam Linowski, grający bardzo dobre spotkanie, uniemożliwił oddanie rzutu zza lini 6,25m Arkadiuszowi Kobusowi i to MKS Znicz Basket szalał z radości po zwycięstwie w tym trudnym meczu.